środa, 7 stycznia 2009

A może to nie przewidzenie..

Jak to zawsze, no prawie, siedzę sobie za biureczkiem, jak furia Prezes wpada.. jedziemy. A uprzedzić nie łaska ...to naprawdę jest z jego strony niewykonalne. Dobrze, że atak zimy nastąpił, jakoś cieplej się ubrałam. A może to 24 zmysł. Tak, wiem, podpisać się za mnie nikt nie podpisze, a no, niechby spróbował...
Wyprawa na cały dzień, wprawdzie tylko dwie godziny jazdy do Wrocka, posiedzenie cztery, dwie na powrót. czyli mniej więcej o normalniej porze w domu. Luzik. Tylko, że posiedzenie skończyło się po piętnastu minutach. Nikt nawet tego nie przewidywał, boski szef wywalił mnie samą przed jakimś wielkim centrum handlowym. Wrócę za godzinkę, kup sobie szminkę. Co ja mu jeszcze będę musiała wybaczyć.
Połaziłam, połaziłam i połaziłam. Godzina, półtorej, dwie. W końcu myślę, że moja karta kredytowa lekko zaczęła się niecierpliwić, podrapana w tych maszynkach. Jest SMS.. Pewnie jesteś dopiero w połowie zakupów, nie śpiesz sie.
Dałam karcie wolne, znalazłam kawiarenkę. Przy samym wyjściu. Wspaniałe ciasteczko, kawa.. Laptop łączy się i zrywa, są maile, forum czeka. Popijałam więc wolno kawusie.. a przez szybę oglądałam sobie ludzi, wchodzących i wychodzących. Setki, zmarzniętych, zafrasowanych lub roześmianych, śpieszących gdzieś lub spacerujących z wolna..
Może to autosugestia, może nie.. pamiętam, że oglądając przewalający się za szybą tłumek, myślałam o takim jednym przyjacielu, W. poznanym w innym świecie. Właśnie z Wrocławia. Niedawno wrócił do miasta, jeszcze w niedzielę rozmawialiśmy na GG. Myślałam o nim i o kilku zadaniach, jakie mogłabym dla niego zrobić gdyby tam sieć była w miarę sprawna.
Jakaś patykowata postać nieśpiesznie z tłumu się wynurzyła. Znajoma jakoś. Skąd miałabym kogokolwiek tu znać ? Wyobraźnia ? Gwałtownie próbuję sobie przypomnieć zdjęcia, które przysłał. Może to On ? Nie mam pewności.. połączyć z siecią się nie mogę, zdjęcie poza zasięgiem, zresztą kiedy... jest coraz bliżej.
Właściwie to Pani za ladą, gwałtownie podnosząca głowę i zdecydowana nie dopuścić abym z kawiarni, nie płacąc, uciekła, phi.. podziałała jak zimy prysznic. Jeszcze jedna kawkę wspaniałą, poproszę.
Usiadłam i tylko kątem oka obserwowałam. Pozwoliłam aby się oddalił.
Gdyby to był On, gdyby spojrzał na mnie, czy by mnie poznał ? Jakby to wyglądało ? Jakby to było ? Internetowa znajomość, przyjaźń i nagłe jej urzeczywistnienie. Jak rozmawiać ?

Myślałam, że jestem uodporniona, że te wszystkie sprawy mnie nie dotyczą, co najwyżej działa to w jedna stronę, że żadne Internetowe rozrywki nie będą miały na mnie wpływu. Chyba nie, może trzeba się będzie na jakiś czas pożegnać, ochłonąć, uporządkować, wzmocnić, nabrać odporności i dystansu. Taki mały dłuższy urlopik. Popatrzenie z daleka i wyciszenie.

A właściwie to z którego życia.

środa, 24 grudnia 2008

Wigilia..

w tym roku też jest Wigilia. Moja pierwsza. Pierwsza taka Wigilia. Taka.

Nawet to, że śniegu nie uświadczysz, już coś mówi. Zamglony, zapłakany ranek. Żadnych przygotowań, nikt pod nogami się nie kręci, nikt nie przeszkadza, niczego nie chce. Ostatnie zakupy na mieście, kawałek chleba, bułeczki, strucla makowa.. właściwie, to po co, przecież nie zjem tego. Zasłany obrusem stół, żaluzje spuszczone, ogień w kominku bucha gorącem. Pół godziny się małowałam, wbiam w najładniejszą sukienkę, perfumami tymi co zawsze skropiłam. , świece zapalone.. opłatek w ręce. Stoję w blasku choinki. Komu zyczenia składać ? Nawet migocące na ścianie błyski ognia w żadną znaną postać sie ułożyć nie chcą.
Siadam do stołu, na swoim miejscu, próbuje.. ani grzybowy barszcz, ani rybka rumiano obsmażona, ani polane podpieczonym masełkiem pierożki.. wielki dom, wielki stól, wielka pustka.

Kiedyś film jakiś oglądałam.. samotna, siwa babcia przy stole wspominająca lata szcześcia. I jak to w filmie bywa.. dzwonek i roześmiane twarze najukochańszych za progiem...



Nie było żadnego dzwonka. Najukochańszych twarzy już nie ma. Sprzatnęłam stół, skuliłam się w rogu sofy, patrzę w ogień na kominku przygasający. Nawet nie chce mi się wstać i rzucić kolejnego polana w jego paszczę. Notebook na stoliku..



Wszystkim życzenia składam.



Wesołych Świąt, Wspaniałych Świąt w gronie Waszych Najukochańszych. Spełnienia marzeń wszelakich i wielu dni radości i miłości, szczęścia i wszelkiej pomyślności..

czwartek, 11 grudnia 2008

Zgubne skutki wyglupiania sie w pracy.

Mieliśmy dziś naradę, która jak zwykle przerodziła się w burzę mózgów, a ta, jak zwykle, gdy nikt na genialny pomysł wpaść nie mógł, przeistoczyła się w luźne pogaduchy na jabberze. No i tak od słowa do słowa z poważnego problemu zeszliśmy na rozrywkowe wymyślanie "incredible machne". W koncu stanelo na tym, ze potrzebujemy konktraktronu na drzwiach wejsciowych na korytarz, za nim czujnika cisnienia powietrza, ktory zareaguje na cialo przemieszczajace sie z szybkoscia wieksza od szybkosci dzwieku.. taki efekt "gromu dzwiekowego".. nastepnie przed moimi drzwiami powiesi sie laser a za nimi fotokomorke. Jezeli swiatlo lasera wyzwolone przez czujnik "gromu", odbite od glacy prezesa trafi na fotokomorke wewnatrz, bo drzwi sie otworza, to nalezy spuscic zawieszony nad nimi 10-cio kilowy mlot kowalski, ktoren to opadajac pod wplywem grawitacji, winien w polyskliwe czolo Imperatora trafic gwarantujac mu gwiazdki na Gwiazdke. Podobno efekty dzwiekowe w postaci spiewu skowrokow beda mu dane.
No i tak sobie ten pomysl rozwijalismy i wlasnie bylismy na etapie opracowywania algorytmu korelacji czasowej kontakronu, czujnika fali uderzeniowej i lasera, gdy saczace sie do mojego gabinetu marne swiatelko zamglonego przedpoludnia nagle przyblaklo..
Zaniepokojona podnioslam glowe i zauwazylam, ze maszyna jednak by sie przydala.. sam Prezes swiecacym czolem raczyl rozjasniac moj kacik. Mine mial conajmniej dziwna i wydawal sie z trudnem powstrzymywac wesolosc.. ale trudno. Gestem Pana i Wladcy nakazal abym wlaczyla aparat.. bestia wie, ze sie wylaczam gdy sama siedze przy komputerze, a poniewaz zlapana na goracym uczynku knucia przeci niemu stanowczo zaprzeczylam, jasnie Pan Prezes wladczym.. starannie ten gest zawsze na mnie cwiczy ale kiepsko mu to idzie, no stara sie chlopina.. stos papierow mi pod nos walnal.. to mial niby byc gest ze zloscia wykonany ale wewnetrzenie sie smiechem zanosil, znam go. Z ust i migania odczytalam:
- Podpisz to, zadnej dyskusji.... - OK, OK ! Nigdy mnie na nic nie nacial wiec machnam swoje AZ pod paluchem a potem dopiero przeczytalam... Tragedia.. Zdazylam przeczytac bo bestia zabral kartke blyskawicznie, no a pod spodem byl wydrukowany piekny, kolorowy schemat naszej antyprezesowej maszyny, tej ktora wlasnie opracowywalismy.. no, to jest nieslychane, naszego jabbera podsluchiwal.

Moral z tego plynie taki - nie knuj w zartach nawet przeciwko wlasnemu prezesowi bo bezwglednie ukarana bedziesz..

Aha.. Co ja glupia podpisalam? Ano wlasnie..wyrok smierci.. podanie o wlasny urlop na okres swiateczno noworoczny.. Za te chwilke zartow tak sie zemscic.. Cale dwa tygodnie. Los jest okrutny. :-(



czwartek, 4 grudnia 2008

Powitanie

To nie będzie o wszystkim i o niczym.. To będzie komentarz do wszystkiego.
W myśl 2 rozszerzonego prawa Murphiego:

Z głupcem sie nie kłóć albowiem otoczenie może się na tym nie poznać, a i tak sprowadzi wszystko do swojego poziomu i tam wygra.